22.6.14

All that jeans


Never say never. Especially when it comes to clothes. I thought I would never wear jeans from head to toe again, since I stopped wearing dungerees when I was 12. Also wearing denim dungerees while pregnant has always been my 'no no'. I'm really surpised then by how good I feel in this denim jupsuit. I wonder why we change our minds about certain clothes. Is it more about a change of circumstances or a change of taste? Or maybe it's just because we are influenced, we want it or not, by constantly changing fashion? 

Nunca digas nunca. ¿Cuantas veces lo hemos escuchado? Pero es cierto, sobretodo si se trata de la ropa. Pensaba que desde cuando dejé de ponerme mi peto vaquero con más o menos 12 años, ya no me iba a vestir con denim de pies a cabeza. De llevar petos vaqueros durante el embarazo... ¡ni hablar! Pero tengo que asumir de que no podría sentirme mejor ahora que con este mono denim. Me pregunto porque a veces cambiamos la opinión sobre algunas prendas. ¿Es más por el cambio de las circunstancias o el cambio de niestros gustos? ¿O es porque estamos, si lo queremos o no, bajo la influencia de la moda que está cambiando constantemente? 

Nigdy nie mów nigdy. Ten frazes, na tle innych wyświechtanych haseł, wydaje mi się bardzo trafny. Od czasu, gdy w wieku chyba 12 lat przestałam nosić ogrodniczki, nie przypuszczałam, że jeszcze ubiorę się od stóp do głów w dżins. Noszeniu dżinsowych ogrodniczek w ciąży zawsze mówiłam stanowcze "nie". Natomiast, ku mojemu zdziwieniu, w dżinsowym kombinezonie czuję się teraz świetnie. Zastanawiam się, co wpływa najbardziej na to, że niektóre rzeczy zaczynają nam się podobać. Czy to raczej kwestia zmiany okoliczności czy bardziej zmiany gustu? A może to po prostu sama moda narzuca nam, czy tego świadomie chcemy czy nie, ciągłe zmiany?  



12.6.14

Something to talk about


It took me a long time to write here about the criticism. Actually, this topic has been in my mind since the beginning of my adventure with blogging. By posting anything on the Internet, especially by posting our pictures, we are subject to the assessment of others. And that's what it's all about, right? Expressing one's opinion is (or at least should be) what commenting option is for. So, if we allow commenting, we should be prepared that not all of them will be positive. So why very often critical opinions are accepted with indignation or anger? Sometimes with superiority ("That's my style, I'm not going to change anything about it"). On one hand, the internet is full of trolling comments written by rude and boorish people who give vent to their negative emotions. Anonymity gives some sense of impunity, but on the other hand, do you have to blog or be logged in somewhere to have a right to express your opinion? Or sign it with your full name? After all, how much to reveal about yourself on the internet is entirely up to you. I can't help but wonder why even the most constructive and "advisory" criticism is becoming a synonym of rudeness and frustration? How often we don't express our opinions openly because we are afraid to offend someone or we don't want to be accused of various "low" feelings such as jealousy.Or maybe we don't write the whole truth, because we are afraid of crude, but still fair assessment of our person? What do you think about criticising and receiving criticism? 

Escribir aquí acerca de la crítica me ha tomado mucho tiempo. De hecho, este tema ha estado en mi mente desde el principio de mi aventura con el blog y la blogosfera. Al subir cualquier cosa en Internet, sobretodo nuestras fotos, estamos sujetos a la evaluación de los demás. Y de eso se trata, ¿sí o no? Los comentarios sirven para expresar nuestras opiniones (o al menos deberían). Así que, debemos estar preparados que no todos ellos serán positivos. ¿Entonces por qué muy a menudo las opiniones críticas son recibidas con indignación o enojo? A veces con superioridad ("Es mi estilo, no voy a cambiar nada al respecto"). Por un lado, el Internet está lleno de comentarios escritos por los trols, la gente que suelta sus emociones negativas escribiendo los coemntarios groseros. Anonimato da algún sentido de la impunidad, pero por otro lado, ¿hay que tener un blog o poner nuestro nombre completo para tener el derecho de expresar nuestra opinión? Cuánto queremos revelar sobre nosotros mismo solo depende de nosotros. ¿No puedo evitar preguntarme por qué incluso la crítica "consultiva" y constructiva se está convirtiendo en un sinónimo de la grosería y la frustración? A menudo no expresamos nuestras opiniones abiertamente, porque tenemos miedo de ofender a alguien o queremos ser acusados de envidia. O tal vez no escribimos toda la verdad, porque tenemos miedo la cruda evaluación de nuestra persona? ¿Qué opináis acerca de criticar y recibir la crítica?

Do napisania o krytyce zabierałam się od dawna. Właściwie ten temat chodzi mi po głowie od początku mojej przygody z blogowaniem. Publikując cokolwiek w internecie, a szczególnie zamieszczając nasze zdjęcia, podlegamy ocenie innych. W zasadzie sami o nią prosimy. Na tym chyba polega ta zabawa, prawda? Wyrażaniu opinii służy (lub przynajmniej powinna służyć) funkcja komentowania. Zatem, jeśli dopuszczamy komentarze, powinniśmy liczyć się z tym, że nie wszystkie będą pozytywne. Dlaczego wiec bardzo często krytyczne opinie przyjmowane są z mniej lub bardziej ukrywanym oburzeniem? Ewentualnie z wyższością ("To mój styl, niczego w nim nie zmienię"). Z jednej strony internet roi się od chamskich i wulgarnych komentarzy, które piszą ludzie o niskiej (zerowej!) kulturze , czujący się w internecie bezkarni, i w ten sposób dają upust swoim negatywnym emocjom. Poza tym użytkownicy internetu to cały przekrój społeczeństwa. Anonimowość daje pewne poczucie bezkarności, ale z drugiej strony, czy koniecznie trzeba założyć bloga albo gdzieś się zalogować, aby wyrazić swoje zdanie? Albo wręcz podpisać się imieniem i nazwiskiem? Przecież to ile na swój temat chcemy ujawnić w internecie powinno być tylko naszym wyborem. Zastanawia mnie dlaczego nawet najbardziej konstruktywna i "doradcza" krytyka zostaje wrzucona do jednego worka z chamstwem i frustracją? Ile razy nie wyrażamy otwarcie naszego zdania, bojąc się kogoś urazić lub nie chcąc zostać posądzonym o różne "niskie" uczucia, z zazdrością na czele? (Swoją drogą, przypisywanie własnych motywacji innym jest ogólnie znanym zjawiskiem). A może nie piszemy całej prawdy, bo sami boimy się surowej, ale jednak sprawiedliwej oceny? Tak na marginesie, nie mogę oprzeć się wrażeniu, że wyjątkowo ostra, najczęściej anonimowa i niestety niekulturalna krytyka w internecie jest polską specjalnością. Nie spotkałam się z nią (a na pewno nie w takiej formie i natężeniu) na blogach i innych stronach pisanych np. po hiszpańsku czy angielsku. Z drugiej jednak strony, pomijając oczywiście chamskie wypowiedzi, polskie dyskusje w internecie są ciekawsze, bo często wykraczają poza same komplementy i pozwalają mimo wszystko na wymianę poglądów. Jestem ciekawa co sądzicie zarówno o krytykowaniu, jak  i o przyjmowaniu krytyki.





8.6.14

Live more, need less


I mentioned "Stuffocation" here some time ago (CLICK), but only recently I have read the book of trend forecaster James Wallman. This position is very well documented and you can read it almost at one sitting. According to Wallman not only are we surrounded by too much stuff, but but mainly that we are getting tired of consuption. Nowadays, we have an abundance of material goods within our reach. Buying goods, increasing material status, gathering too many useless objects or clothes do not bring us a long-term joy or satisfaction. Reading this book, I was just about to move and decorate my new house. So I had some mixed feelings. On the one hand, a larger space is -especially now - a necessity, but also there is a pleasure resulting from this larger space, nice garden and beautiful items). On the other hand, there was a reflection on these material needs (are they so much needed?). 

What does Wallman propose then? He's not calling for minimalism. He does not encourage to radically reduce the number material goods we posess to, for example, 100. He does not promote an attitude of total indifference or even laziness neither. Wallman draws attention to the fact that experiences give us long-lasting sense of satisfaction in comparison to material goods. There are more unique, personalized, just more "ours". Even some not very good experiences stay in our memory as way better than they were in reality. I guess everyone remebers at least one a bit unsuccessful trip, let's say it was raining for two days. What will we remember about it? People with whom we were there, a beautiful view or even great food that we tried there. Basically we will probably remember it as a rather positive experience after all. Can say the same thing about stuff we buy? Not really. A bad purchase is simply a bad purchase. And a good one, too. Our joy will not last long. 

What are experiences? It can be a walk, cinema, trip, sport. Of course, it is often associated with buying goods such as, for instance, sports equipment, but in this case they serve as a means to an end, not an end in itself. As usual, I'm curious what your opinions are. 


Hace algún tiempo escribí acerca de "Stuffocation"(PINCHA AQUI), pero sólo recien he leído el libro entero de pronosticador de tendencias James Wallman. Esta posición está muy bien documentada y se la puede leer casi de un tirón. Según Wallman no sólo estamos rodeados de demasiadas cosas, pero sobre todo, estamos ya un poco cansados ​​de consumismo. Hoy en día, tenemos una abundancia de bienes materiales a nuestro alcance. Pero demasiados objetos o prendas no nos dan la satisfacción a largo plazo.
Leyendo este libro estaba a punto de moverse y decorar mi casa nueva. Así que tuve algunos sentimientos contradictorios. Por un lado, un espacio más amplio es-sobre todo ahora - una necesidad, pero también hay un placer resultante de este espacio más grande, del jardín y muebles bonitos). Por otro lado, tuve na reflexión sobre estas necesidades materiales (¿necesito tanto?.¿Qué entonces propone Wallman en su libro? No está a favor del minimalismo. No quiere animarnos a reducir el número de cosas materiales a, por ejemplo, 100. No promueve una actitud de indiferencia total. Simplemente llama nuestra atención sobre el hecho de que las experiencias nos dan la sensación de satisfacción mucho más duradera en comparación con los bienes materiales. Son únicas, personalizadas, más "nuestras". Incluso algunas experiencias no tan buenas se quedan en nuestra memoria como mucho mejores de lo que eran en realidad. Supongo que todos hemos hecho un viaje un poco desepcionante, por ejemplo estaba lloviendo a mares durante dos días. ¿De que nos vamos a acordar? De las personas que estaban con nosotros allí, de una hermosa vista o incluso de la comida que probamos. Básicamente, en nuestros recuerdos esta experiencia erá bastante positiva. ¿Se puede decir lo mismo acerca de lo que compramos? En realidad no. Una mala compra es simplemente una mala compra. Y una buena también es sólamente una compra. Nuestra alegría por un objeto nuevo no durará por mucho tiempo.Una experiencia puede ser por ejemplo un paseo, una salida al cine o al teatro, un viaje, el deporte. Por supuesto, a menudo necesitamos cosas para realizar experiencias, por ejemplo el equipamiento deportivo, pero en este caso los objetos sirven como un medio para un fin, no un fin en sí mismo. Como siempre, espero vuestras opiniones. 

O "Stuffocation" pisałam już jakiś czas temu (KLIK), ale dopiero dosyć niedawno przeczytałam zapowiadaną wtedy książkę prognostykatrendów Jamesa Wallmana. Jest to pozycja solidnie udokumentowana i czyta się ją niemalże jednym tchem. Wallman pisze nie tylko o tym, że otocza nas zbyt wiele przedmiotów, ale przede wszystkim o zjawisku, które ja też zaczynam powoli zauważać wokół siebie, a mianowicie, o tym że jesteśmy już trochę zmęczeni konsumpcją. Mamy dóbr materialnych pod dostatkiem i są one na wyciągniecie ręki. Nie musimy "zdobywać", a gromadzenie nie daje długoterminowej satysfakcji. Otaczanie się zbyt wieloma przedmiotami czy posiadanie ogromnej ilości (przypadkowych) ubrań nie sprawi, że będziemy bardziej zadowoleni. 
Czytając Stuffocation" byłam właśnie przed przeprowadzką i urządzaniem domu. Dlatego miałam trochę mieszane uczucia. Z jednej strony, oczywiście większy metraż to teraz dla mnie konieczność, ale też przyjemność wynikająca z przestrzeni, ogródka i - tak - ładnych przedmiotów. Ubrania, nie da się ukryć, też lubię i zajmują w moim życiu (dosłownie) sporo miejsca, na co narzeka mój mąż :) Z drugiej strony, na ile te materialne potrzeby są "potrzebne"? 
Wracając do Wallmana, co jest według niego, odpowiedzią na "stuffocation"? Może to zaskakujące, ale wcale nie minimalizm. Nie ograniczenie przedmiotów do np. 100 najpotrzebniejszych rzeczy. Nie postawa pt. "jest mi to obojętne". Zamiast tego zwraca uwagę na fakt, żtrwalsze poczucie zadowolenia i satysfakcji niż przedmioty dają doświadczenia i przeżycia. Są bardziej unikalne, spersonalizowane, po prostu są "nasze". Mało prawdopodobne, że ktoś przeżyje dokładnie to samo i w taki sam sposób jak my. Nawet nie w pełni udane doświadczenia po czasie wydają nam się bardziej pozytywne, bo tak je zapisaliśmy w pamięci. Chyba każdy ma za sobą jakiś wyjazd, który trochę nie wypalił, bo np. przez dwa dni lało jak z cebra. Co przechowujemy jednak w naszych wspomnieniach?  Ludzi, z którymi byliśmy, piękny widok lub chociażby świetne jedzenie, którego wtedy spróbowaliśmy. Czyli pamiętamy o tym, co pozytywne i to będziemy kiedyś wspominać. Czy to samo możemy powiedzieć o przedmiotach? Nieudany zakup pozostanie nieudanym zakupem. Tak samo zresztą jak udany. Z nowej rzeczy cieszymy się krótko. "Doświadczenie" to może być spacer, wyjście do kina, wycieczka, sport itp. Oczywiście często wiąże się to z kupnem przedmiotów np. sprzętu sportowego, ale w tym wypadku służą one jako środek do celu, a nie cel sam w sobie.
Jak zwykle jestem ciekawa Waszych opinii. 



3.6.14

10 random facts about me


I can't help it but I enjoy reading this kind of posts on blogs. And here are some completely random facts about me :

  1. I'm terribly scared of rats . It has been my phobia since I was a child. I think I started because of some film I saw when I was little. 
  2. I'm fond of dancing, especially salsa . My husband and I often dance at home.
  3. A film that I watched many times and always makes me cry is "Life is Beautiful".
  4. I spent half a year in Helsinki on Erasmus .
  5. I have a recurring nightmare in which I have to take an exam in the subject I didn't know that existed. 
  6. I pierced ears very late, at the age of 26 years , when it occured to me that it would be nice to wear earrings for my wedding .
  7. I still remember some poems and large parts of books I liked when I was a child. 
  8. My favorite song since I was 10-11 years old has been "Always" by Jon Bon Jovi .
  9. I like to eat practically everything except celery , Brussels sprouts and junk food (although I like pizza and French fries ). I have a weakness for all kinds of cakes, especially birthday cakes.
  10. Strangest ( from our European perspective ) dish that I ate was a roast guinea pig that I tried in Peru. In South America, guinea pigs are not pets but livestock and their meat, which is considered a delicacy . But for me it seemed too greesy. Besides, I tried not to look at what I was eating ;) 

No puedo evitarlo , pero me gusta leer este tipo de entradas en los blogs. Así que hoy os traigo 10 hechos completamente aleatorios acerca de mí:

  1. Tengo un miedo terrible de las ratas. Ha sido mi fobia desde que era peque. Creo que empezó a causa de alguna película que vi cuando era niña.
  2. Soy aficionada al baile, especialmente salsa. Mi marido y yo bailamos a menudo, incluso en casa.
  3. La película que he visto muchísimas veces y siempre me hace llorar es "La vida es bella" de Roberto Begnini.
  4. Me pasé medio año en Helsinki en el Erasmus .
  5. Tengo una pesadilla recurrente en la que tengo que tomar un examen en la asignatura que no sabía que existía .
  6. Me perforé las orejas muy tarde - con 26 años, cuando se me ocurrió que sería bonito ponerme pendientes para mi boda .
  7. Todavía recuerdo algunos poemas y una gran parte de los libros que me gustaban cuando era una niña.
  8. Mi canción favorita desde que tenía 10 o 11 años es "Always" de Jon Bon Jovi.
  9. Me gusta comer prácticamente de todo, aparte del apio , la cola de Bruselas y la comida basura( aunque me gusta la pizza y las patatas fritas ) . Tengo una debilidad por todo tipo de pasteles , especialmente las tortas.
  10. Lo más extraño ( desde nuestra perspectiva europea) que he comido fue un cobayo asado que he probado en Perú. En América Latina, los cobayos no son mascotas. Su carne que se considera una delicia. Pero a mí me parecía demasiado grasienta. Además, traté de no mirar lo que estaba comiendo ;)

Pamiętacie z dzieciństwa taką zabawę "Złote myśli"? W rożnych formach jest ona obecna dzisiaj w blogosferze. Nie jestem fanką łańcuszków, ale nic nie poradzę na to, że lubię czytać tego typu wpisy ;) Może Wy też. A zatem, oto garść całkowicie przypadkowych informacji o mnie:

  1. Panicznie boję się szczurów. To moja fobia od lat. Chyba zaczęła się od jakiegoś filmu, który widziałam w dzieciństwie. Szczury, które widziałam w realnym życiu można by policzyć na palcach jednej ręki, ale lęk pozostał.
  2. Bardzo lubię tańczyć. Szczególnie salsę. Z mężem tańczymy ją często - nawet sami w domu.
  3. Film, który oglądałam wiele razy,  i który za każdym razem tak samo mnie wzrusza to "Zycie jest piękne" Roberta Benini.
  4. Mam powtarzający się senny koszmar, w którym mam zdawać na studiach egzamin z przedmiotu, o którego istnieniu nie miałam pojęcia ;) 
  5. Przekłułam uszy bardzo późno, bo w wieku 26 lat, kiedy to doszłam do wniosku, że fajnie byłoby założyć kolczyki na swój ślub
  6. Jako mała dziewczynka uwielbiałam "Szelmostwa Lisa Witalisa" i do tej pory znam na pamieć dużą część tekstu.
  7. Moją ulubioną piosenką, od kiedy skończyłam 10-11 lat jest "Always" Jona Bon Jovi. 
  8. Lubię jeść praktycznie wszystko oprócz selera, brukselki i fast foodów (chociaż pizzę i frytki lubię)Mam słabość do wszelkiego rodzaju ciast, a szczególnie tortów. 
  9. Spędziłam pół roku w Helsinkach na Erasmusie.
  10. Najdziwniejsze (z naszej, europejskiej perspektywy) danie, które jadłam to pieczona świnka morska, której spróbowałam w Peru. W Ameryce Południowej świnki morskie to nie domowi pupile, a zwierzęta hodowlane, a ich mięso uchodzi za przysmak. Mnie jednak wydało się ono zbyt tłuste. Poza tym starałam się jeść, nie patrząc na talerz ;) 





And the last word about my look. At this stage (6 month of prengnancy) my options are a bit limited. But fortunately, oversized clothes are still in ;) 

Tengo que reconocer que a estas alturas (el sexto mes del embarazo) una empieza a sentirse más y más limitada a la hora de vestirse. Menos mal que las prendas oversize siguen de moda ;) 

Jeszcze tylko słówko na temat stroju. Moje opcje w tym zakresie robią się coraz bardziej ograniczone (6-ty miesiąc!). Ale na szczęście panuje moda na oversize ;) 



Wearing: Secondhand shirt, Promod tunic, Bershka jeans, Sfera bag, New Look flats

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...