9.12.14

Small big change


It takes time to make certain decisions. Sometimes a bit less, sometimes a bit more and sometimes... 15 years! Yes, for the first time since I was in high school I have short hair. Well, I move to new locations more often then I change my hairstyle :)

Algunas decisiones requieren tiempo. Algunas menos, algunas más y algunas... ¡15 años! Sí, la última vez tenía el pelo corto en el instituto. Pues... más a menudo me mudo que cambio peinado :) 

Do niektórych zmian trzeba dojrzeć. Trwa to czasem krócej, czasem nieco dłużej, a czasem...15 lat (sic!). Tak - ostatni raz krótkie włosy miałam na początku liceum. No cóż, zdecydowanie częściej zmieniam miejsce zamieszkania niż fryzurę :) 

30.11.14

Friends and boyfriends


Autumn belongs to good old friends. Again I said hello to burgundy - one of my best mates and allies this time of the year. It forms a powerful team with the pastel sweater. Another good friend is this fured collared jacket I rescued last year from a thrift shop. It got a new life. As for boyfriends, our relationship has been flourishing. For several months we have been meeting on a regular basis and we are not bored yet.

Otoño pertenece a viejos amigos. Una vez más le dije ¡hola! al burdeos - uno de mis mejores amigos y aliados en esta época del año. os complementos burdeos forman un equipo fuerte con este jersey color pastel. Otro buen amigo es esta chaqueta con el cuello de pelo. La rescaté el año pasado de una tienda de segunda mano. Consiguió una nueva vida. En cuanto a los boyfriend, nuestra relación esta floreciendo. Nos estamos reuniendo de forma regular y todavía no me he aburrido de ellos :)

Dzisiaj spotkanie starych, dobrych znajomych z szafy. Pojawili się znowu bordowi koledzy, wiec to znak, że jesień w pełni. Inny znajomy - pastelowy sweter - nie należy do częstych gości, ale z bordowymi tworzy całkiem zgraną paczkę. Pojawiła się też pewna pani, którą zeszłej zimy udało mi się ocalić. Od zapomnienia. Smętnie wisiała sobie w kącie w second handzie i czekała na drugą szansę. Dostała ją, a wraz z nią drugie życie. Co do boyfriendów, to nasz związek rozwija się w najlepsze. Już od kilku miesięcy spotykamy się regularnie i jeszcze nam się to nie znudziło. 

23.11.14

November rain


I remember a childhood photo in which I'm sitting on the chair at home wearing yellow wellies. My feet don't reach the floor yet. I'm maybe 4 or 5. Now I have a second pair of rain boots in my life. Not yellow, this time, but green and purple. Perfect for muddy park lanes, marshy meadows and autumnal drizzles.

Me acuerdo de mi foto de la infacia donde estoy en casa sentada en una silla y llevo unas botas de lluvia amarillas. Mis pies no alcanzan el suelo todavía. Tengo 4 o 5 años. Ahora tengo el segundo par de botas de lluvia en mi vida. Perfectas para los senderos fongosos, los prados húmedos y las garúas otoñales.

Pamiętam takie zdjęcie z dzieciństwa, na którym siedzę w domu na krześle, a na nogach mam żółte kalosze. Moje stopy nie dosięgają jeszcze podłogi. Mam chyba 4 czy 5 lat. Teraz przyszła pora na drugie kalosze w moim życiu. Nie żółte tym razem, a zielono-fioletowe. W sam raz na błotniste parkowe ścieżki, podmokłe łąki i jesienne mżawki. 


17.11.14

Time for parka


I have never been parka enthusiast. However, recently I've changed my mind and now I have two in my wardrobe. One of them you could see in the previous post. Parkas (and anoraks) are traditional Eskimoo outer garments (Which reminds me of a very interesting parka I've seen in British Museum. It was made of seal intestines...). They were adapted by the US army in the 1950s and used during the war with Korea. In the 1960s they became popular among British youngsters. I remember that when I was about 12, so in mid 1990s, I had one and... I hated it. Few years ago they came back to fashion. Although nowadays they've been way different from a shapeless one I owned, I wasn't convinced. Until now. 

Nunca he sido aficionada a las chaquetas tipo parka. Sin embargo, últimamente dos parkas han aparecido en mi armario (la de las fotos de hoy y la de la entrada anterior). El parka (o el anorak) es una prenda tradicional de los esquimales (me he acordado del parka muy interesante, hecho de los intestinos de foca, que había visto en British Museum..). El parka fue adaptado por el ejercito estadounidense en los años 1950 durante la Guerra de Corea. Una década después se hizo de moda entre los jovenes britanicos. Me acuerdo de que cuando tenía 12 años, entonces a mediados de los 90, tenía un parka que no me gustaba nada de nada. Hace un par de años este tipo de chaqueta volvio a la moda y aunque no se parecía a la prenda sin forma que llevaba en mi adolescencia, tampoco me llamaba mucho la atención. Tampoco me parecía muy útil. Hasta ahora. 

Nigdy nie byłam fanką kurtek typu parka, a tu nagle w mojej szafie pojawiły się aż dwie (jedną widzicie teraz, a druga była w poprzednim wpisie). Parka to tradycyjny ubiór Eskimosów (w tym momencie przypomniała mi się ta widziana kiedyś w British Museum-wykonana z jelita foki...;). W latach 50 zaczęła być  używana przez amerykańską armię w czasie wojny koreańskiej. W kolejnej dekadzie stała się modna wśród brytyjskiej młodzieży. Później pojawiała się co jakiś czas. Pamiętam, że jak miałam jakieś 12 lat, czyli w połowie lat 90, miałam tego typu kurtkę, ale.... szczerze jej nie znosiłam. Kilka lat temu parki znowu stały się modne. Mimo tego, że współczesna parka już nie przypomina bezkształtnego okrycia z moich wczesno-nastoletnich czasów, to i tak nie mogłam się do niej przekonać (poza tym nie czułam specjalnej potrzeby jej noszenia). Aż do teraz. 



11.11.14

Comfy


Being a mum means doing everything twice as fast as before. That's why now it takes me some 3-5 minutes to decide what to wear and put it on. Comfort and layering are key. Especially during daily long walks in the park when the weather is changing fast. 

Ser mamá significa, entre otras cosas, hacerlo todo dos veces más rapido. Por eso ahora decido que ponerme (y me lo pongo) en 3-5 minutos. Obviamente opto por la comodidad. Llevar varias capas de ropa es muy práctico durante los paseos largos en el parque, cuando el tiempo cambia rapidamente.

Bycie mamą oznacza, między innymi, wykonywanie wszystkich czynności dwa razy szybciej niż wcześniej. Dlatego wybór stroju to dla mnie teraz jakieś 3-5 minut (najczęściej wliczając w to również jego założenie). Wygoda i "warstwowanie" to podstawa, oczywiście. Szczególnie podczas codziennych maratonów z wózkiem po parku przy zmiennej pogodzie.


27.10.14

New path



Greetings from this new path! And see you again sometime! 

Ya en el nuevo camino... ¡Saludos y (ojalá) hasta luego!

O "nowej drodze życia" mówi się zwykle w kontekście małżeństwa. Widzę jednak, że dopiero rodzicielstwo to prawdziwa rewolucja, zmiana trybu życia, przestawienie priorytetów... Radości i miłości też jest wiecej, bo się mnoży, gdy się ją dzieli. Przez trzy. Pozdrawiam serdecznie z tej całkowicie nowej drogi! I (mam nadzieję) do zobaczenia jeszcze kiedyś! 

:) 

24.7.14

Power of colour


Have you ever thought about why we like certain colours and dislike others? Colour preferences seem to lack any rational basis, yet the powerful influence of colour rules our choices in everything - from the food we eat and the clothes we wear to the way we decorate our homes. Some people say that colours reflect our personality. According to others, we choose colours that represent something we lack or need (e.g. blue if we want to relax or red if we need more energy). There are no proofs for that, though. According to a study of American scientists, we prefer a particular colour because we associate it with a positive experience we had in the past. If we increasingly experience pleasure in something we bought in a particular color, we will tend to chose similar objects in the future with the same colour.  This leads to a self-perpetuating situation. I can see that pattern in life. I prefer strong colours and it's reflected not only in what I wear but also in how my house is decorated (white walls but decoration in deep colours) and even in what I eat (the more colourful my dish is, the better). As my experience with bold colours is positive, I tend to buy objects and clothes in the same colours. Have you noticed the same pattern in your lives? What colours do you prefer?  

¿Alguna vez habéis pensado por qué determinados colores nos gustan más que los otros? Las preferencias de colores parecen carecer de fundamento racional, sin embargo, la influencia del color gobierna nuestras decisiones en todo - de los alimentos que consumimos y la ropa que nos ponemos a la forma en que decoramos nuestras casa. Algunas personas dicen que los colores reflejan nuestra personalidad. Según otros, elegimos los colores que representan lo que nos falta (por ejemplo, elejimos el azul si necesitamos tranquilidad o el rojo si nos falta energía). No hay pruebas de que estas opiniones sean ciertas. Según un estudio de científicos estadounidenses, preferimos un color en particular porque lo asociamos con una experiencia positiva que hemos tenido en el pasado. Si cada vez experimentamos placer en algo que compramos en un color particular, vamos a elegir objetos similares del mismo color en el futuro. Esto se autoperpetúa. He notado este patrón en mi vida cotidiana. Prefiero los colores intensos y eso se refleja no sólo en lo que me pongo, sino también en la manera como he decorado mi casa (las paredes blancas pero los detalles de colores fuertes) e incluso en lo que como (más colorido mi plato, mejor). Como mis experiencias con los colores llamativos son positivas, suelo comprar objetos y ropa en los mismos tonos. ¿Habéis notado el mismo patrón en vuestras vidas? ¿Cuales son vuestros colores preferidos?

Czy zastanawialiście się kiedyś dlaczego wolimy niektóre kolory od innych? Pozornie preferencje kolorystyczne nie mają żadnego uzasadnienia, ale w znaczący sposób wpływają na nasze codzienne wybory - od ubrań, przez jedzenie, po dekorację wnętrz. Niektórzy uważają, że kolory odzwierciedlają charakter. Inni stoją na stanowisku, że określone kolory uzupełniają nasze usposobienie (np. błękit dodaje spokoju, a czerwień - energii). Te popularne opinie nie są jednak potwierdzone. Amerykańscy badacze dowiedli natomiast (swoją drogą, czy jest coś, co nie zostało zbadane przez amerykańskich naukowców?), że nasze preferencje wynikają z pozytywnych doświadczeń w przeszłości. Jeśli dany kolor kojarzy nam się z miłą sytuacją, to będziemy stale sięgać po rzeczy w tych samych kolorach. One z kolei będą nam dostarczać kolejnych pozytywnych wrażeń. To jak samonapędzający się mechanizm. Zauważyłam u siebie podobny schemat. Moje upodobanie do intensywnych kolorów ma odbicie w zawartości szafy, wystroju domu (białe ściany, dodatki w nasyconych barwach), a nawet w jedzeniu (im więcej kolorowych jarzyn na talerzu, tym lepiej). Pozytywne doświadczenia związane z tymi barwami sprawiają, że jeszcze częściej po nie sięgam. Czy też widzicie u siebie taki mechanizm? Jakie kolory lubicie najbardziej?


17.7.14

Every woman should...



The blogosphere and glossy magazines are full of tips. "Every woman should have in her wardrobe ..." "This season you must have ...", "If you didn´t wear it for a year, get rid of it" "This is timeless!", "Always/never wear a handbag and shoes in the same color ", etc, etc. I'm deeply against this kind of advice. For instance, I should have a white shirt in my wardrobe because it supposedly goes with everything and it's timeless. Perhaps, but not for me. Since I was a child I haven't liked white, collared blouses and I can live without them (it would be difficult without at least one "little black dress" or a trench coat, though). Getting rid of clothes I didn't wear for a year? I would have significantly more free space in my wardrobe. That's for sure. But I would almost certainly regret it after a month or two because something that I threw out would go perfectly with other clothes. Besides, I have lots of items that tell some stories-new collections wouldn´t replace them. What about shoes and handbags? Should their colours match or not? As we want. In the past they always had to match. Now they shouldn't. But who cares? If we don't hold to so many rules anymore, why shuld we estblish another one. And which statements about fashion are you against?  

La blogosfera y las revistas de moda están llenas de consejos. "Cada mujer debe tener en su armario ..." "Tienes que llevar ..." "¡Esto es atemporal!", "Si no te lo has puesto en un año, deshazte de ello", "Siempre / nunca lleves un bolso y los zapatos en el mismo color ", etc, etc Estoy profundamente en contra de este tipo de consejos. Por ejemplo, debería tener una camisa blanca en mi armario porque supuestamente va con todo y es atemporal. Tal vez, pero no para mí. Desde que era peque no me han gustado blusas blancas con cuello y puedo vivir sin ellas (sin embargo, podría ser difícil sin por lo menos uno "pequeño vestido negro" o una gabardina). ¿Debería deshacerme de la ropa que no llevaba un año? Tendría mucho más espacio libre en mi armario. Eso sí. Pero seguramente me arrepentiría de haberlo hecho después de un mes o dos al darme cuenta de que esta prenda iría perfectamente con otras más. Además, tengo un montón de prendas que ya llevan años en mi armario y cada una tiene su historia. Las nuevas colecciones no podrían reemplazarlas. ¿Y los zapatos y los bolsos? ¿Sus colores deberían coincidir o no? Si nos gusta que coincidan, ¿por qué no? En el pasado siempre tenían que coincidir. Ahora - no. ¿Pero por qué no? si así a veces nos gusta. ¿Y vosotras, ¿con que consejos sobre la moda y estilo no estáis de acuerdo?


Blogosfera i kolorowe pisma pełne są porad stylistek. "Kazda kobieta powinna mieć w szafie...", "Postaw na...", "Musisz to mieć", "To jest ponadczasowe!" "Nie założyłaś danej rzeczy przez rok? Wyrzuć ją!", "Zawsze noś/nigdy nie noś torebki i butów w tym samym kolorze" itp, itd. Tego typu rady budzą mój wewnętrzny sprzeciw i staram się je omijać szerokim łukiem. Powinnam mieć np białą koszulę, bo będzie pasować do wszystkiego, a w ogóle jest po-nad-cza-so-wa. Ja jednak białych bluzek z kołnierzykiem nie lubię od dziecka i świetnie mogę się bez nich obyć (natomiast bez chociaż jednej "małej czarnej" i trencza byłoby mi trudno). Miałabym się pozbyć rzeczy, których nie nosiłam przez rok albo dłużej? Moja szafa by się na pewno przerzedziła, ale pewnie za miesiąc-dwa, może za pół roku, żałowałabym, że pochopnie oddałam coś, co by mi teraz pasowało idealnie do innych ubrań (co nie znaczy, że nie robię czystek w garderobie co jakiś czas, ale staram się rozdawać rozważnie). Mam rzeczy, do których wracam po długim czasie, nawet po latach, bo mają swoją historię, może nawet "duszę". Nowe kolekcje by ich nie zastąpiły. Buty i torebki-jakie nosić? Takie, jakie chcemy. Kanonem elegancji było kiedyś dopasowanie kolorem torebki i butów. Teraz jest jest to passé. Tylko czy należy się tym przejmować? Skoro nie trzymamy się już sztywnych reguł to po co w takim razie narzucać kolejną: o butach i torebce zawsze w innym kolorze. A Wy, z jakimi wyświechtanymi frazesami na temat mody i stylu się nie zgadzacie?



Wearing: Promod blazer, No name top (old), H&M trousers, Parfois bag, Lefties belt


9.7.14

Men are different


'You already have something like that'. 'Why do you need the same item in different colours?'. 'Your bags are too big-you can never find your phone when I´m calling you'. 'Of course you can go like that. We're not going to the Oscars ceremony'. Do you also here that from time to time? I don't have any doubt that men (especially one I know very well) have a totally different view on fashion and clothes than women :)

"Ya tienes algo parecido", "¿Para que necesitas la misma prenda en los colores deiferentes?", "Tus bolsos son demasiado grandes-nunca encuentras tu movil cuando te estoy llamando", "Claro que puedes ir así. No vamos a la ceremonia de los Oscar". ¿Oís lo mismo de vez en cuando? Yo no tengo dudas de que los hombres en general y uno que conozco muy bien en particular, no tienen el mismo punto de vista sobre la ropa y la moda que nosotras :)

"Przecież już coś takiego masz". "Po co Ci ta sama rzecz w różnych kolorach?". "Twoje torby są za duże - nigdy nie możesz w nich znaleźć telefonu, jak próbuję się do Ciebie dodzwonić". "Pewnie, że możesz tak iść. Przecież nie idziemy na rozdanie Oskarów". Czy też to czasem słyszycie?  Ja mogę śmiało stwierdzić, że mężczyźni (a szczególnie pewien dobrze mi znany egzemplarz) mają na temat ubraniowo-modowy zupełnie inne spojrzenie niż kobiety :) 


3.7.14

Now and then


Do you remember life without the Internet, social media, blogs or even mobile phones? The times when we all used only landlines and sent paper letters? When we were finding our way using paper maps and looking up large encyclopedias for information? It wasn't so long ago, after all, but the image of that world is becoming blurred in our memory. We cannot imagine life without the internet. How many things can we do faster and easier now! We communicate, work, pay bills, do shopping, travel much easier and more efficiently than before. In addition, surprisingly, the world has shrunk. Not only do we contact our family and friends who live overseas, but also exchange information and views with people we do not know the "real world" and probably, if not for the internet, we would have never got to know. We are 'moving' our lives to the Internet. We get to know from Facebook and Instagram what our friends have been up to (but do we necessarily want to know what they had for breakfast, lunch or dinner?). We are becoming more and more addicted to virtual world. On one hand, we "move" our real world to the Internet, but on the other we are searching for each time stronger sensations and stimulations on the Internet. Are simple emotions, enchantment with nature, painting or someone's reaction not enough for us anymore? As always, I'm very curious what your views are.

¿Os acordáis como era la vida cuando no había Internet, redes sociales, blogs o incluso sin los teléfonos móviles? ¿De los tiempos cuando todos utilizábamos sólo los teléfonos fijos y enviábamos las cartas de papel? ¿Cuando nos encontrábamos nuestro camino usando los mapas y buscábamos información en las enciclopedias grandes? No fue hace tanto tiempo, después de todo, pero la imagen de ese mundo se está volviendo borrosa en nuestra memoria. Ya no podemos imaginarnos nuestra vida sin Internet. ¡Cuántas cosas podemos hacer más rápido y más fácil ahora! Nos comunicamos, trabajamos, pagamos las facturas, vamos de compras, viajamos mucho más fácil y más eficiente que antes. Además, es sorprendente que el mundo se ha reducido tanto. No sólo nos comunicamos con la familia y los amigos que viven lejos, sino también intercambiamos información y opiniones con la gente que no conocemos en el "mundo real" y, probablemente, si no fuera por el Internet, nunca habríamos llegado a conocer. Estamos 'trasladando' nuestras vidas al Internet. Nos enteramos de lo que están haciendo nuestros amigos por Facebook e Instagram (¿de verdad queremos saber lo que tenían para el desayuno, el almuerzo o la cena?). Nos estamos convirtiendo en adictos al mundo virtual. Por un lado, ponemos más y más de nuestra vida real al Internet, pero por otro lado cada vez buscamos las sensaciones más intensas en la red. ¿Las cosas e emociones sencillas ya no son suficientes para nosotros? Como siempre, estoy muy curiosa por conocer vuestras opiniones al respecto. 

Czy pamiętacie jeszcze świat bez Internetu, portali społecznościowych, blogów, a nawet komórek? Czasy, gdy dzwoniło się z telefonu stacjonarnego, wysyłało papierowe listy, zabierało na wakacje mapę i atlas samochodowy lub zwyczajnie pytało o drogę? Gdy szukało się informacji w stojącej na półce encyklopedii sprzed paru lat? No właśnie. To nie było przecież tak dawno, ale obraz tamtego świata powoli zaciera się w naszej pamięci. Już nie wyobrażamy sobie życia bez Internetu. Ile spraw udaje nam się załatwić szybciej i łatwiej! Komunikujemy się, pracujemy, płacimy rachunki, robimy zakupy, przemieszczamy się, dużo prościej i skuteczniej niż dawniej. W dodatku świat na naszych oczach zaskakująco się skurczył. Nie tylko kontaktujemy się z rodziną i znajomymi mieszkającymi daleko, ale także wymieniamy informacje i poglądy z ludźmi, których nie znamy w "realu" i pewnie, gdyby nie internet, nigdy byśmy nie poznali. Do internetu coraz bardziej przenosimy nasze życie. O tym, co dzieje się u znajomych dowiadujemy się z Facebooka, Instagrama i innych portali. Czasem nawet wiemy więcej niż byśmy chcieli (czy musimy koniecznie wiedzieć, co jedli danego dnia na śniadanie, obiad czy kolację?). Coraz bardziej uzależniamy się od wirtualnej rzeczywistości. Z jednej strony to, co ma miejsce w "realu" przenosimy do sieci, a z drugiej, w wirtualnym świecie szukamy coraz to nowych, mocniejszych wrażeń, bodźców, stymulacji i coraz nowszych informacji. Czy nie za bardzo się w tym zatracamy? Czy proste przeżywanie, zachwyt przyrodą, obrazem, czyjąś reakcją, już przestaje nam wystarczać? Jestem jak zawsze ciekawa, jakie jest Wasze zdanie.



22.6.14

All that jeans


Never say never. Especially when it comes to clothes. I thought I would never wear jeans from head to toe again, since I stopped wearing dungerees when I was 12. Also wearing denim dungerees while pregnant has always been my 'no no'. I'm really surpised then by how good I feel in this denim jupsuit. I wonder why we change our minds about certain clothes. Is it more about a change of circumstances or a change of taste? Or maybe it's just because we are influenced, we want it or not, by constantly changing fashion? 

Nunca digas nunca. ¿Cuantas veces lo hemos escuchado? Pero es cierto, sobretodo si se trata de la ropa. Pensaba que desde cuando dejé de ponerme mi peto vaquero con más o menos 12 años, ya no me iba a vestir con denim de pies a cabeza. De llevar petos vaqueros durante el embarazo... ¡ni hablar! Pero tengo que asumir de que no podría sentirme mejor ahora que con este mono denim. Me pregunto porque a veces cambiamos la opinión sobre algunas prendas. ¿Es más por el cambio de las circunstancias o el cambio de niestros gustos? ¿O es porque estamos, si lo queremos o no, bajo la influencia de la moda que está cambiando constantemente? 

Nigdy nie mów nigdy. Ten frazes, na tle innych wyświechtanych haseł, wydaje mi się bardzo trafny. Od czasu, gdy w wieku chyba 12 lat przestałam nosić ogrodniczki, nie przypuszczałam, że jeszcze ubiorę się od stóp do głów w dżins. Noszeniu dżinsowych ogrodniczek w ciąży zawsze mówiłam stanowcze "nie". Natomiast, ku mojemu zdziwieniu, w dżinsowym kombinezonie czuję się teraz świetnie. Zastanawiam się, co wpływa najbardziej na to, że niektóre rzeczy zaczynają nam się podobać. Czy to raczej kwestia zmiany okoliczności czy bardziej zmiany gustu? A może to po prostu sama moda narzuca nam, czy tego świadomie chcemy czy nie, ciągłe zmiany?  



12.6.14

Something to talk about


It took me a long time to write here about the criticism. Actually, this topic has been in my mind since the beginning of my adventure with blogging. By posting anything on the Internet, especially by posting our pictures, we are subject to the assessment of others. And that's what it's all about, right? Expressing one's opinion is (or at least should be) what commenting option is for. So, if we allow commenting, we should be prepared that not all of them will be positive. So why very often critical opinions are accepted with indignation or anger? Sometimes with superiority ("That's my style, I'm not going to change anything about it"). On one hand, the internet is full of trolling comments written by rude and boorish people who give vent to their negative emotions. Anonymity gives some sense of impunity, but on the other hand, do you have to blog or be logged in somewhere to have a right to express your opinion? Or sign it with your full name? After all, how much to reveal about yourself on the internet is entirely up to you. I can't help but wonder why even the most constructive and "advisory" criticism is becoming a synonym of rudeness and frustration? How often we don't express our opinions openly because we are afraid to offend someone or we don't want to be accused of various "low" feelings such as jealousy.Or maybe we don't write the whole truth, because we are afraid of crude, but still fair assessment of our person? What do you think about criticising and receiving criticism? 

Escribir aquí acerca de la crítica me ha tomado mucho tiempo. De hecho, este tema ha estado en mi mente desde el principio de mi aventura con el blog y la blogosfera. Al subir cualquier cosa en Internet, sobretodo nuestras fotos, estamos sujetos a la evaluación de los demás. Y de eso se trata, ¿sí o no? Los comentarios sirven para expresar nuestras opiniones (o al menos deberían). Así que, debemos estar preparados que no todos ellos serán positivos. ¿Entonces por qué muy a menudo las opiniones críticas son recibidas con indignación o enojo? A veces con superioridad ("Es mi estilo, no voy a cambiar nada al respecto"). Por un lado, el Internet está lleno de comentarios escritos por los trols, la gente que suelta sus emociones negativas escribiendo los coemntarios groseros. Anonimato da algún sentido de la impunidad, pero por otro lado, ¿hay que tener un blog o poner nuestro nombre completo para tener el derecho de expresar nuestra opinión? Cuánto queremos revelar sobre nosotros mismo solo depende de nosotros. ¿No puedo evitar preguntarme por qué incluso la crítica "consultiva" y constructiva se está convirtiendo en un sinónimo de la grosería y la frustración? A menudo no expresamos nuestras opiniones abiertamente, porque tenemos miedo de ofender a alguien o queremos ser acusados de envidia. O tal vez no escribimos toda la verdad, porque tenemos miedo la cruda evaluación de nuestra persona? ¿Qué opináis acerca de criticar y recibir la crítica?

Do napisania o krytyce zabierałam się od dawna. Właściwie ten temat chodzi mi po głowie od początku mojej przygody z blogowaniem. Publikując cokolwiek w internecie, a szczególnie zamieszczając nasze zdjęcia, podlegamy ocenie innych. W zasadzie sami o nią prosimy. Na tym chyba polega ta zabawa, prawda? Wyrażaniu opinii służy (lub przynajmniej powinna służyć) funkcja komentowania. Zatem, jeśli dopuszczamy komentarze, powinniśmy liczyć się z tym, że nie wszystkie będą pozytywne. Dlaczego wiec bardzo często krytyczne opinie przyjmowane są z mniej lub bardziej ukrywanym oburzeniem? Ewentualnie z wyższością ("To mój styl, niczego w nim nie zmienię"). Z jednej strony internet roi się od chamskich i wulgarnych komentarzy, które piszą ludzie o niskiej (zerowej!) kulturze , czujący się w internecie bezkarni, i w ten sposób dają upust swoim negatywnym emocjom. Poza tym użytkownicy internetu to cały przekrój społeczeństwa. Anonimowość daje pewne poczucie bezkarności, ale z drugiej strony, czy koniecznie trzeba założyć bloga albo gdzieś się zalogować, aby wyrazić swoje zdanie? Albo wręcz podpisać się imieniem i nazwiskiem? Przecież to ile na swój temat chcemy ujawnić w internecie powinno być tylko naszym wyborem. Zastanawia mnie dlaczego nawet najbardziej konstruktywna i "doradcza" krytyka zostaje wrzucona do jednego worka z chamstwem i frustracją? Ile razy nie wyrażamy otwarcie naszego zdania, bojąc się kogoś urazić lub nie chcąc zostać posądzonym o różne "niskie" uczucia, z zazdrością na czele? (Swoją drogą, przypisywanie własnych motywacji innym jest ogólnie znanym zjawiskiem). A może nie piszemy całej prawdy, bo sami boimy się surowej, ale jednak sprawiedliwej oceny? Tak na marginesie, nie mogę oprzeć się wrażeniu, że wyjątkowo ostra, najczęściej anonimowa i niestety niekulturalna krytyka w internecie jest polską specjalnością. Nie spotkałam się z nią (a na pewno nie w takiej formie i natężeniu) na blogach i innych stronach pisanych np. po hiszpańsku czy angielsku. Z drugiej jednak strony, pomijając oczywiście chamskie wypowiedzi, polskie dyskusje w internecie są ciekawsze, bo często wykraczają poza same komplementy i pozwalają mimo wszystko na wymianę poglądów. Jestem ciekawa co sądzicie zarówno o krytykowaniu, jak  i o przyjmowaniu krytyki.





8.6.14

Live more, need less


I mentioned "Stuffocation" here some time ago (CLICK), but only recently I have read the book of trend forecaster James Wallman. This position is very well documented and you can read it almost at one sitting. According to Wallman not only are we surrounded by too much stuff, but but mainly that we are getting tired of consuption. Nowadays, we have an abundance of material goods within our reach. Buying goods, increasing material status, gathering too many useless objects or clothes do not bring us a long-term joy or satisfaction. Reading this book, I was just about to move and decorate my new house. So I had some mixed feelings. On the one hand, a larger space is -especially now - a necessity, but also there is a pleasure resulting from this larger space, nice garden and beautiful items). On the other hand, there was a reflection on these material needs (are they so much needed?). 

What does Wallman propose then? He's not calling for minimalism. He does not encourage to radically reduce the number material goods we posess to, for example, 100. He does not promote an attitude of total indifference or even laziness neither. Wallman draws attention to the fact that experiences give us long-lasting sense of satisfaction in comparison to material goods. There are more unique, personalized, just more "ours". Even some not very good experiences stay in our memory as way better than they were in reality. I guess everyone remebers at least one a bit unsuccessful trip, let's say it was raining for two days. What will we remember about it? People with whom we were there, a beautiful view or even great food that we tried there. Basically we will probably remember it as a rather positive experience after all. Can say the same thing about stuff we buy? Not really. A bad purchase is simply a bad purchase. And a good one, too. Our joy will not last long. 

What are experiences? It can be a walk, cinema, trip, sport. Of course, it is often associated with buying goods such as, for instance, sports equipment, but in this case they serve as a means to an end, not an end in itself. As usual, I'm curious what your opinions are. 


Hace algún tiempo escribí acerca de "Stuffocation"(PINCHA AQUI), pero sólo recien he leído el libro entero de pronosticador de tendencias James Wallman. Esta posición está muy bien documentada y se la puede leer casi de un tirón. Según Wallman no sólo estamos rodeados de demasiadas cosas, pero sobre todo, estamos ya un poco cansados ​​de consumismo. Hoy en día, tenemos una abundancia de bienes materiales a nuestro alcance. Pero demasiados objetos o prendas no nos dan la satisfacción a largo plazo.
Leyendo este libro estaba a punto de moverse y decorar mi casa nueva. Así que tuve algunos sentimientos contradictorios. Por un lado, un espacio más amplio es-sobre todo ahora - una necesidad, pero también hay un placer resultante de este espacio más grande, del jardín y muebles bonitos). Por otro lado, tuve na reflexión sobre estas necesidades materiales (¿necesito tanto?.¿Qué entonces propone Wallman en su libro? No está a favor del minimalismo. No quiere animarnos a reducir el número de cosas materiales a, por ejemplo, 100. No promueve una actitud de indiferencia total. Simplemente llama nuestra atención sobre el hecho de que las experiencias nos dan la sensación de satisfacción mucho más duradera en comparación con los bienes materiales. Son únicas, personalizadas, más "nuestras". Incluso algunas experiencias no tan buenas se quedan en nuestra memoria como mucho mejores de lo que eran en realidad. Supongo que todos hemos hecho un viaje un poco desepcionante, por ejemplo estaba lloviendo a mares durante dos días. ¿De que nos vamos a acordar? De las personas que estaban con nosotros allí, de una hermosa vista o incluso de la comida que probamos. Básicamente, en nuestros recuerdos esta experiencia erá bastante positiva. ¿Se puede decir lo mismo acerca de lo que compramos? En realidad no. Una mala compra es simplemente una mala compra. Y una buena también es sólamente una compra. Nuestra alegría por un objeto nuevo no durará por mucho tiempo.Una experiencia puede ser por ejemplo un paseo, una salida al cine o al teatro, un viaje, el deporte. Por supuesto, a menudo necesitamos cosas para realizar experiencias, por ejemplo el equipamiento deportivo, pero en este caso los objetos sirven como un medio para un fin, no un fin en sí mismo. Como siempre, espero vuestras opiniones. 

O "Stuffocation" pisałam już jakiś czas temu (KLIK), ale dopiero dosyć niedawno przeczytałam zapowiadaną wtedy książkę prognostykatrendów Jamesa Wallmana. Jest to pozycja solidnie udokumentowana i czyta się ją niemalże jednym tchem. Wallman pisze nie tylko o tym, że otocza nas zbyt wiele przedmiotów, ale przede wszystkim o zjawisku, które ja też zaczynam powoli zauważać wokół siebie, a mianowicie, o tym że jesteśmy już trochę zmęczeni konsumpcją. Mamy dóbr materialnych pod dostatkiem i są one na wyciągniecie ręki. Nie musimy "zdobywać", a gromadzenie nie daje długoterminowej satysfakcji. Otaczanie się zbyt wieloma przedmiotami czy posiadanie ogromnej ilości (przypadkowych) ubrań nie sprawi, że będziemy bardziej zadowoleni. 
Czytając Stuffocation" byłam właśnie przed przeprowadzką i urządzaniem domu. Dlatego miałam trochę mieszane uczucia. Z jednej strony, oczywiście większy metraż to teraz dla mnie konieczność, ale też przyjemność wynikająca z przestrzeni, ogródka i - tak - ładnych przedmiotów. Ubrania, nie da się ukryć, też lubię i zajmują w moim życiu (dosłownie) sporo miejsca, na co narzeka mój mąż :) Z drugiej strony, na ile te materialne potrzeby są "potrzebne"? 
Wracając do Wallmana, co jest według niego, odpowiedzią na "stuffocation"? Może to zaskakujące, ale wcale nie minimalizm. Nie ograniczenie przedmiotów do np. 100 najpotrzebniejszych rzeczy. Nie postawa pt. "jest mi to obojętne". Zamiast tego zwraca uwagę na fakt, żtrwalsze poczucie zadowolenia i satysfakcji niż przedmioty dają doświadczenia i przeżycia. Są bardziej unikalne, spersonalizowane, po prostu są "nasze". Mało prawdopodobne, że ktoś przeżyje dokładnie to samo i w taki sam sposób jak my. Nawet nie w pełni udane doświadczenia po czasie wydają nam się bardziej pozytywne, bo tak je zapisaliśmy w pamięci. Chyba każdy ma za sobą jakiś wyjazd, który trochę nie wypalił, bo np. przez dwa dni lało jak z cebra. Co przechowujemy jednak w naszych wspomnieniach?  Ludzi, z którymi byliśmy, piękny widok lub chociażby świetne jedzenie, którego wtedy spróbowaliśmy. Czyli pamiętamy o tym, co pozytywne i to będziemy kiedyś wspominać. Czy to samo możemy powiedzieć o przedmiotach? Nieudany zakup pozostanie nieudanym zakupem. Tak samo zresztą jak udany. Z nowej rzeczy cieszymy się krótko. "Doświadczenie" to może być spacer, wyjście do kina, wycieczka, sport itp. Oczywiście często wiąże się to z kupnem przedmiotów np. sprzętu sportowego, ale w tym wypadku służą one jako środek do celu, a nie cel sam w sobie.
Jak zwykle jestem ciekawa Waszych opinii. 



3.6.14

10 random facts about me


I can't help it but I enjoy reading this kind of posts on blogs. And here are some completely random facts about me :

  1. I'm terribly scared of rats . It has been my phobia since I was a child. I think I started because of some film I saw when I was little. 
  2. I'm fond of dancing, especially salsa . My husband and I often dance at home.
  3. A film that I watched many times and always makes me cry is "Life is Beautiful".
  4. I spent half a year in Helsinki on Erasmus .
  5. I have a recurring nightmare in which I have to take an exam in the subject I didn't know that existed. 
  6. I pierced ears very late, at the age of 26 years , when it occured to me that it would be nice to wear earrings for my wedding .
  7. I still remember some poems and large parts of books I liked when I was a child. 
  8. My favorite song since I was 10-11 years old has been "Always" by Jon Bon Jovi .
  9. I like to eat practically everything except celery , Brussels sprouts and junk food (although I like pizza and French fries ). I have a weakness for all kinds of cakes, especially birthday cakes.
  10. Strangest ( from our European perspective ) dish that I ate was a roast guinea pig that I tried in Peru. In South America, guinea pigs are not pets but livestock and their meat, which is considered a delicacy . But for me it seemed too greesy. Besides, I tried not to look at what I was eating ;) 

No puedo evitarlo , pero me gusta leer este tipo de entradas en los blogs. Así que hoy os traigo 10 hechos completamente aleatorios acerca de mí:

  1. Tengo un miedo terrible de las ratas. Ha sido mi fobia desde que era peque. Creo que empezó a causa de alguna película que vi cuando era niña.
  2. Soy aficionada al baile, especialmente salsa. Mi marido y yo bailamos a menudo, incluso en casa.
  3. La película que he visto muchísimas veces y siempre me hace llorar es "La vida es bella" de Roberto Begnini.
  4. Me pasé medio año en Helsinki en el Erasmus .
  5. Tengo una pesadilla recurrente en la que tengo que tomar un examen en la asignatura que no sabía que existía .
  6. Me perforé las orejas muy tarde - con 26 años, cuando se me ocurrió que sería bonito ponerme pendientes para mi boda .
  7. Todavía recuerdo algunos poemas y una gran parte de los libros que me gustaban cuando era una niña.
  8. Mi canción favorita desde que tenía 10 o 11 años es "Always" de Jon Bon Jovi.
  9. Me gusta comer prácticamente de todo, aparte del apio , la cola de Bruselas y la comida basura( aunque me gusta la pizza y las patatas fritas ) . Tengo una debilidad por todo tipo de pasteles , especialmente las tortas.
  10. Lo más extraño ( desde nuestra perspectiva europea) que he comido fue un cobayo asado que he probado en Perú. En América Latina, los cobayos no son mascotas. Su carne que se considera una delicia. Pero a mí me parecía demasiado grasienta. Además, traté de no mirar lo que estaba comiendo ;)

Pamiętacie z dzieciństwa taką zabawę "Złote myśli"? W rożnych formach jest ona obecna dzisiaj w blogosferze. Nie jestem fanką łańcuszków, ale nic nie poradzę na to, że lubię czytać tego typu wpisy ;) Może Wy też. A zatem, oto garść całkowicie przypadkowych informacji o mnie:

  1. Panicznie boję się szczurów. To moja fobia od lat. Chyba zaczęła się od jakiegoś filmu, który widziałam w dzieciństwie. Szczury, które widziałam w realnym życiu można by policzyć na palcach jednej ręki, ale lęk pozostał.
  2. Bardzo lubię tańczyć. Szczególnie salsę. Z mężem tańczymy ją często - nawet sami w domu.
  3. Film, który oglądałam wiele razy,  i który za każdym razem tak samo mnie wzrusza to "Zycie jest piękne" Roberta Benini.
  4. Mam powtarzający się senny koszmar, w którym mam zdawać na studiach egzamin z przedmiotu, o którego istnieniu nie miałam pojęcia ;) 
  5. Przekłułam uszy bardzo późno, bo w wieku 26 lat, kiedy to doszłam do wniosku, że fajnie byłoby założyć kolczyki na swój ślub
  6. Jako mała dziewczynka uwielbiałam "Szelmostwa Lisa Witalisa" i do tej pory znam na pamieć dużą część tekstu.
  7. Moją ulubioną piosenką, od kiedy skończyłam 10-11 lat jest "Always" Jona Bon Jovi. 
  8. Lubię jeść praktycznie wszystko oprócz selera, brukselki i fast foodów (chociaż pizzę i frytki lubię)Mam słabość do wszelkiego rodzaju ciast, a szczególnie tortów. 
  9. Spędziłam pół roku w Helsinkach na Erasmusie.
  10. Najdziwniejsze (z naszej, europejskiej perspektywy) danie, które jadłam to pieczona świnka morska, której spróbowałam w Peru. W Ameryce Południowej świnki morskie to nie domowi pupile, a zwierzęta hodowlane, a ich mięso uchodzi za przysmak. Mnie jednak wydało się ono zbyt tłuste. Poza tym starałam się jeść, nie patrząc na talerz ;) 





And the last word about my look. At this stage (6 month of prengnancy) my options are a bit limited. But fortunately, oversized clothes are still in ;) 

Tengo que reconocer que a estas alturas (el sexto mes del embarazo) una empieza a sentirse más y más limitada a la hora de vestirse. Menos mal que las prendas oversize siguen de moda ;) 

Jeszcze tylko słówko na temat stroju. Moje opcje w tym zakresie robią się coraz bardziej ograniczone (6-ty miesiąc!). Ale na szczęście panuje moda na oversize ;) 



Wearing: Secondhand shirt, Promod tunic, Bershka jeans, Sfera bag, New Look flats

25.5.14

Favourites lately


I have disappeared again but I promise that you will see me here more often now. And more of me too :) After this brief introduction I'd like to tell you about some things that have recently impressed me.
  • Natural oils: argan, avocado and coconut. I practically replaced the traditional cosmetics with them and I'm extremely happy with the results. It started a few months ago with argan oil. I'm sure that you've already heard a lot about this 'magic' oil. I've been using it instead of facial and eye creams and I must admit - it's fantastic. I've been also using avocado oil with rosehip (in turns with argan oil) and coconut oil instead of body lotion.
  • Biography of Helena Rubinstein- speaking of cosmetics, I've read the biografy of Helena Rubinstein 'The woman who invented beauty'. Although I had heard quite a lot about the book itself before I didn't know much about Madame (as she used to be called). This extraordinary, ruthless lady was born in the end of the 19th century in Cracow to a modest, Jewish family. Thanks to her diligence, determination and unique business vision ahead of her time she revolutionised beauty industry and built a cosmetics empire that spanned the world. You can read her biography in one sitting. 
  • Spotify - music streaming service. A great way to listen to the whole algums of your favourite artists, as well as getting to know the new ones. 
  • 'The Glamour of Italian Fashion' exhibition in Victoria & Albert Museum - presents Italian fashion from the end of the Second World War to the present day. Fashion has been an Italian trademark and export good for years, as it was well known for its excellent quality and style. Nowadays, the reputation of Italian fashion companies and fashion houses has suffered mainly due to political scandals, economic crisis, Chinese factories. The exhibition tries to find the answer to the question what will 'Made in Italy' mean in future. 
De nuevo he desaparecido de la blogosfera por algún tiempo pero ahora os prometo que me vais a ver por aquí más a menudo. Y también vereís más de mí :) Después de esta breve introducción me gustaría hablaros de algunas cosas que me han impresionado últimamente. 

  • Los aceites naturales : de argán, de aguacate y de coco. Prácticamente he sustituido los cosméticos tradicionales con ellos y estoy muy contenta con los resultados. Empeze hace unos meses con aceite de argán. Estoy segura de que ya habeís oído mucho sobre este aceite "magico" . Yo lo estoy utilizando en lugar de cremas faciales y controno de ojos. Y debo admitirlo: ¡es fantástico! También estoy utilizando el aceite de aguacate con rosa mosqueta (en turnos con aceite de argán) y el aceite de coco (en lugar de leche corporal).
  • Biografía de Helena Rubinstein- hablando de cosméticos, hace poco he leído la biografía de Helena Rubinstein 'La mujer que inventó la belleza'. Aunque ya había escuchado bastante sobre el libro en sí, no sabía casi nada de la 'Madame' (como la solían llamar). Esta mujer extraordinaria y de caracter muy fuerte (y dificil) nació a finales del siglo 19 en Cracovia en el seno de una familia judía muy humilde. Con su diligencia , determinación y visión de negocio adelantada a su tiempo revolucionó la industria de la belleza y construyó un imperio de cosméticos que se extendió por el mundo .
  • Spotify - una aplicación de reproducción de música. Una gran manera de escuchar a los albumes completos de nuestros artistas favoritos, así como llegar a conocer a los nuevos.
  • 'El glamour de la moda italiana' exposición en el Museo Victoria & Albert en Londres - presenta la moda italiana desde el final de la Segunda Guerra Mundial hasta nuestros días. La historia se explora a través de las personas y organizaciones clave que han contribuido a su reputación de calidad y estilo. La moda italiana ha destacado la calidad excepcional de las técnicas, materiales y experiencia que le han dado renombre internacional a Italia. Hoy en día, la reputación de las empresas de moda italiana y casas de moda ha sufrido, principalmente debido a los escándalos políticos, la crisis económica , fabricación en China. La exposición trata de encontrar la respuesta a la pregunta que va a significar "Hecho en Italia" en el futuro.

Znowu zniknęłam na dłużej, ale teraz będzie mnie tu więcej. Dosłownie i w przenośni :) Bez długich wstępów przejdę do listy moich ostatnich "odkryć":
  • Naturalne olejki: arganowy, z awokado i kokosowy. Tematu kosmetyków nigdy tu nie poruszałam, częściowo ze względu na to, że jestem raczej kosmetyczną minimalistką. Ostatnio poszłam jeszcze o krok dalej i większość kosmetyków zastąpiłam naturalnymi olejkami. Muszę przyznać, że nigdy nie byłam tak zadowolona z rezultatów, a w przeszłości próbowałam już rożnych specyfików, z różnych półek cenowych. Zaczęło się od słynnego już olejku arganowego. Pewnie słyszycie o nim ze wszystkich stron. Ja też. Początkowo nie byłam przekonana do jego "cudownych" właściwości, ale od kilku miesięcy stosuję go regularnie i, co ważne- w czystej postaci - zamiast kremu na twarz i pod oczy, i rzeczywiście - jest rewelacyjny! Niedawno zaczęłam również używać olejku z awokado z wyciągiem z dzikiej róży (też na twarz i pod oczy, na zmianę z arganowym) oraz oleju kokosowego zamiast balsamu do ciała. 
  • Biografia Heleny Rubinstein-skoro już o kosmetykach mowa, to jakiś temu przeczytałam biografię Heleny Rubinstein "Kobieta, która wymyśliła piękno". O ile o samej książce słyszałam wcześniej całkiem sporo, to o samej Madame (jak ją nazywano)-praktycznie nic. Ta nietuzinkowa kobieta o silnym (i trudnym) charakterze oraz niezwykłej determinacji i pracowitości rozpoczęła rewolucję w świecie urody i stworzyła międzynarodowe imperium kosmetyczne. Urodziła się pod koniec XIX w. w Krakowie, w prostej żydowskiej rodzinie. Jej, jakby to określono dzisiaj, wizja biznesowa, pod wieloma względami wyprzedzała czasy, w których żyła. Jej biografię nie tylko przeczytałam jednym tchem, ale także utwierdziłam się w przekonaniu, że wysoka cena luksusowych kosmetyków to marketingowy chwyt. Ze skutecznością jest różnie (patrz punkt pierwszy tego wpisu). 
  • Spotify-darmowa aplikacja do odtwarzania muzyki udostępnionej online. To już nie nowość, ale ja "odkryłam" ją całkiem niedawno i dzięki niej mogę słuchać w całości albumów ulubionych wykonawców, jak i poznawać nowych. 
  • Wystawa "The Glamour of Italian Fashion" w Muzeum Victoria & Albert-przedstawia włoską modę od końca II Wojny Światowej po czasy współczesne. Moda była przez lata włoskim towarem eksportowym. Wyróżniała ją doskonała jakość materiałów i stylowe, ale jednocześnie nonszalanckie kroje. Obecnie włoskie domy mody i firmy odzieżowe utraciły nieco swój dawny blask i nienaganną reputację, do czego w dużym stopniu przyczyniły się skandale polityczne, kryzys gospodarczy ostatnich lat, produkcja w Chinach. Dlatego jednym z celów wystawy jest próba odpowiedzi na pytanie czym będzie marka "Made in Italy" w przyszłości. 
Chętnie poczytam o tym, co Wam się ostatnio spodobało.


14.4.14

Spring in full bloom



I like Paris in early autumn, in summer - 'Roman holiday' and Barcelona all year round. London, however, in my opinion is the most beautiful in spring.

Me gusta Paris a principios de otoño, en verano "vacaciones en Roma" y Barcelona me encanta todo el año :) Mientras la epoca más bonita en Londres es para mí la primavera. 

Lubię Paryż wczesną jesienią, latem "Rzymskie wakacje", a Barcelonę przez cały rok. Natomiast Londyn, według mnie, najpiękniej wygląda wiosną. 

8.4.14

7 things


Some time ago I wrote 
here about things I love about London. Here's the second part:
  1. Diverse dining - London is not only a melting pot of cultures, ethnicities and languages but also cuisines, which is reflected in amazingly eclectic dining scene.
  2. Colourful doors and brick walls - as you have noticed, many of my pictures are taken by brick walls. I simply love them. As well as beautiful, colourful doors.
  3. Music - Not only every well-known band puts on a concert in London when they're touring through Europe, but also live music played in Soho or Camden bars is just unbeatable. Even Tube buskers are extremally good (actually all the performers have to pass through audition and get a licence to be allowed to play on the Underground).
  4. Stunning views from Primrose Hill, Hampstead Heath, St Paul's Cathedral.
  5. West End Musicals
  6. Pictoresque Regent's Canal with its colourful narrowboats, vibrant Camden Lock and charming Little Venice. A perfect place for a Sunday stroll. 
  7. It's not so rainy and foggy as everybody thinks-not only does London get less rain per year (601 mm) than anywhere else in the UK, but even less than Rome (834 mm) and Bordeaux (923 mm)! A famous London fog is a myth too :)
And if you fancy something different? You can get on a train and head to Paris ;) It's just less than 2.5 h away. 

Hace algún tiempo escribí aquí sobre los motivos por los que me encanta Londres. Aquí está la segunda parte:

  1. Diversidad de los sitios para comer - Londres no es sólo un crisol de culturas, etnias e idiomas, sino también de las cocinas y eso se refleja en la increíblemente diversa y ecléctica escena gastronómica. 
  2. Puertas de colores y paredes de ladrillo - como habéis notado las paredes de ladrillo a menudo aparecen como el fondo de mis fotos. Simplemente me encantan. Así como las puertas de todos los colores que son tan bonitas.
  3. Música - No sólo cada banda conocida durante da un concierto en Londres durante su gira por Europa, sino también la música en vivo en los bares del Soho o Camden es estupenda. Incluso los músicos en el metro son excepcionales (de hecho, todos los artistas tienen que pasar las audiciones y obtener una licencia para poder tocar allí).
  4. Las vistas impresionantes desde el Primrose Hill, el Hampstead Heath , la Catedral de St Paul.
  5. Musicales en West End
  6. Regent's Canal - con decenas de bracazas de colores, el vibrante Camden Lock y la encantadora Little Venice. Un lugar perfecto para dar un paseo los domingos.
  7. No llueve tanto como lo piensa todo el mundo. En Londres no solo llueve menos que en cualquier otra parte del Reino Unido (601 mm) pero menos que en Roma (834 mm) y Burdeos (923 mm)! La famosa niebla londinense también es un mito :)
¿Y si nos apatece algo diferente? Podemos coger el tren y en menos de 2.5 estaremos en París ;) 

Jakiś czas temu pisałam (dla przypomnienia: tu), o tym za co tak bardzo lubię Londyn. Dzisiaj kolejna część: 

  1. Kulinarna mieszanka kulturowa - Londyn to nie tylko tygiel narodowości, kultur i  języków, ale też bogactwo smaków z całego świata. Masz ochotę na coś egzotycznego? Z pewnością to tutaj znajdziesz. 
  2. Kolorowe drzwi i ceglane mury - częstym tłem moich zdjęć są właśnie mury z cegły, które ogromnie mi się podobają i przy tym są szalenie fotogeniczne. Podobnie jak piękne drzwi w intensywnych kolorach.
  3. Muzyka-nie tylko każdy znany zespół i wykonawca gra koncert w Londynie w czasie swojej europejskiej trasy, ale także muzyka wykonywana na żywo w jakimkolwiek barze w Soho czy w Camden jest niesamowita. Mało tego, nawet muzycy w metrze (szczególnie na Leicester Square and Charing Cross Station) są na najwyższym poziomie (nic dziwnego skoro, aby dostać pozwolenie na występy na stacjach metra trzeba przejść przez casting).
  4. Przepiękne widoki z Primrose Hill, Hampstead Heath i St. Paul's Cathedral
  5. Musicale na West Endzie
  6. Malowniczy Regent's Canal-z pływającymi po nim kolorowymi barkami, tętniącym życiem Camden Lock i uroczą Little Venice.
  7. Nie pada tak często jak się wydaje-w Londynie nie tylko pada mniej niż w jakimkolwiek innym miejscu w Wielkiej Brytanii (601 mm rocznie), ale też mniej niż w Rzymie (834 mm) i Bordeaux (923 mm)! Słynna londyńska mgła to też mit :)
A jeśli mamy ochotę na coś innego? Wystarczy wsiąść do pociągu i za niecałe 2,5 godziny będziemy w Paryżu ;) 


Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...